nic z domu, nawet tyla, co się na podołek zmieści — w jednej koszulinie i w jednej spódnicy mnie puścił i buty po nieboszczyku dziurawe za mną cisnął... A wołał-ci za mną: A ty darmozjadzie, leniuchu, legoniu! chocia ja, Bóg mi świadkiem, za dziesięciu harowała, kiedy wydoliły jeszcze te palice moje. Zaś bratowa to na to wszystko zęby szczerzyła i rechotała, niczem źróbek... Takem i poszła, przed ołtarzem wypłakała się w kościele...
Słuchałem tej nowej opowieści z dziwnem uczuciem. Kiedy Margośka wspomniała, jak ją Jastrzębski z domu wypędził, zacisnąłem pięści i pomyślałem sobie: Gdyby mnie tak Wicek chciał z dom uwypędzić, miałby ciężką sprawę ze mną! — Co do butów dziurawych, myślałem sobie, jest na to szewc Maczek, by je naprawił, lub uszył drugie, tylko trzeba wziąć miarę, ryzykując łaskotki w piętach podczas tej czynności. Chciałem jej to powiedzieć, ale bałem się przerwać jej słowa; zdumiałem się natomiast ogromnie, widząc, że po ostatnich słowach opowieści, wypowiedzianych drżącym głosem, zatrzęsły się wyschłe policzki staruszki i z oczu jej spłynęły dwie duże łzy. Przeraziło mnie to, gdyż myślałem dotychczas, że tylko dzieci płaczą,
Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.