ten pług jest ze dworu i ukradł go Jasiek, bo wiadomo, że stary Ciupek dawniej często odsiadywał za kradzież, więc i młody pewnie nie lepszy. Niedaleko, mówią, pada jabłko od jabłoni... Postanowili zatem nic nie mówić, ale Jaśka mieć na oku i to samo polecili wachmistrzowi od ziondrów, Czternastkowi.
Widział święty Józef, że się nie udało, więc poszedł po rozum do głowy. W nocy, kiedy już wszyscy posnęli, zeszedł na ziemię po mlecznej drodze i stanął na gościńcu ratanickiem. Zajrzał do Michny, a widząc, że śpi, otworzył stajnię, wydobył pług i zaprzągł konia, trzasnął batem i zajechał na pole Jaśkowe. Tu uchwycił pług za cepigi, zarznął lemiesz w ziemię i poganiając konia, odkładał skibę za skibą, gładko i równo, jak za sznurkiem.
Wyszedł rano Jasiek w pole i uźrał zagon przeorany. Domyślił się, że to pomoc Boska, więc przeżegnał się i począł się modlić. A bociek, który też obaczył, że pole ktoś przeorał, zdziwiony klekotał: Ciewy, cie, cie!... Tak klekotał, aż się Jaśkowi serce radowało — i miał z czego się radować: dyć boćki zawdy szczęście przynoszą... Wzion ze sobą ziarno, nagarnął go w uziemek parcianki i począł
Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.