nie miał tej przebiegłości w oczach, ale patrzył przed siebie spokojnie i łagodnie, często mrużąc powieki. Trzeba bowiem wiedzieć, że święty Józef (on-ci to był we własnej osobie) był już nieco niewidzący ode starości, podobnie jak nasz Cichoń organista, co czyta w nutach przez sekulary.
Dlatego też, że był taki ślepawy, nie doźrał święty Józef przyczajonego Michny, ale szedł prosto do jego zagrody. Nie doszedł, wziął się otwierać wrota, ażci na niego wypada Michno z pyskiem:
— Kady idziesz, łapserdaku jeden! Ja cię zara oddam do ziondrów!
Święty Józef popatrzył na niego i nie wiedział zrazu, co powiedzieć.
— Przyszedłem do was, gospodarzu, pługa pożyczyć, by Jaśkowi Ciupkowi gront doorać.
— A tuś mi, ptaszku! Zara ci portasy zdymę a wyłoję! To tyś ten złodziej, co mi szkapę po nocach zamęcza i pług bez pozwolenia bierze! — krzyknął ze złości, bo nie poznał świętego Józwa i myślał, że to może jaki kómornik albo prędzej Żyd, bo brodaty. W tej złości tak się zawzion, że już wyrwał kół
Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.