koniskami mnie powiozą i kwiaty na mnie położą — będę miała spokój po smutkach moich i zgryzotach... Nie będą mnie ludzie popychać i palcem wytykać...
I zaczęła śpiewać ochrypłym, przerywanym głosem:
— „Turbują się ludzie o mnie,
Że nie mają miejsca dla mnie.
Nie turbujcie się, ludkowie:
Jest tam miejsce na kirkowie;
Na zielonym kirkoweczku
Będę spała, jak w łóżeczku.
Choćby wszystkie bębny grały,
Moje oczka będą spały...“
Przestała śpiewać i łzy zabłysły jej w oczach, ale je obtarła pospiesznie spódnicą...
— To tam na mogiłkach spać będziesz, Margosiu? Tam zimno teraz być musi. Latem tam ładnie — słowiki śpiewają i kwiaty pachną — ale teraz...
— Nie będę tego czuła, paniczu mój złoty. Już się Pan Jezus postara dla mnie o dobre spanie. Ino złe dusze po śmierci spokoju nie mają i chodzą po nocach, ludzi strasząc, jako na tej Świńskiej Krzywdzie pod Wołowicami. Pewnik panicz o tem słychał.