Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

siak chrząkał i trącał go ryjkiem obwąchujęcy, co mu się wydało naśmiewiskiem. Porwał więc palicę z płota i zabił prosiaka, a gospodarza też mało co nie roztarasił, ale ten zwąchał, co się święci i wziął nogi za pas.
Antek, że go ta bójka nieco wytrzeźwiła, powstał na nogi, ale gospodarza już nie ścigał, ino wraził palicę za pas, a prosiaka na plecy zawiesił i poniósł do karczmy na Sosnówce. Tam go sprzedał za cej co, a pieniądze przepił. Już było sporo ciemno, kiedy z karczmy wyszedł i właśnie zbierała się burza, a wicher paskudny. Na taką pogodę mało kto nos wytknie z chałupy, ale Czekaj był człek rezykowny i lubił pod taki czas baraszkować. Tak i teraz se pomyśliwał:
— Pódę na Łopacią górę, a zdymę dzwon.
Tymczasem wichura poczęła się wściekać, a pierony trzaskały raz po razu, nawet niejeden gruszę lub topolę w bliskości ozłupał. Antek się mimo to nie zatrzymywał i szedł dalej.
Był już blisko Łopaciej górki i począł się na nią wspinać, gdy nagle stanął, jak przykuty. Na wieżyczce odezwało się jakoby cudne a nigdy niesłychane granie, widzi się, niby z pod nieba płynące, a chwytające za