Tak se rozumował, ale djebół nie śpi i zwąchał pismo nosem, a do tego chciał Czekajowi oddać z nawiązką za dawne porachunki — owo rogów naruszenie — więc też począł płatać różne psoty. Rżał jak koń, beczał jak owca, wkońcu począł uganiać dokoła na prosiaku, w sam raz takusineczkim, jak ten, co go Jantek gospodarzowi zagrabił, i jął krzyczeć głosem, zupełnie do Hanczynego podobnym:
— Jantek! Jantek! Oddaj mi mój dzwon!
Antkowi pierwszy raz w życiu włosy stanęły na głowie z przerażenia, gdy to usłyszał. Poczuł, że mu się w głowie mąci, rzucił sygnaturkę na ziemię i wziął uciekać.
Uciekł aż pod Tyniec i tam się obwiesił na górze, co ją „Powieszonym“ nazwali i dziś jeszcze nazywają.
Djebół zaś widzący, że dzwon ostał, chciał go wziąć na rogi i ponieść, ale się poparzył, bo to była rzecz poświęcona. Wierzgnął więc kopytami i cisnął dzwon na wierzbę, gdzie też on począł grać na nowo, bo go wiater kołysał. Od tego uderzenia kopyt dziabelskich rozpadła się ziemia, a od rozpadliny tej spłynęła woda z deszczu i zalała całą wieś ra-
Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.