Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Nastały już dni cieplejsze, zima zelżała tak, iż na Popielec już mogłem uganiać dowoli po dworze. Jednego dnia wybrała się matka na nabożeństwo wielkopostne i wzięła mnie z sobą, przestrzegając zawczasu, bym kaloszy w błocie nie zgubił. W kościele śpiewano „Gorzkie żale“, naprzemian kobiety i mężczyźni. Głosy były niedobrane, rozwlekłe i chropowate, mimo to jednak śpiew czynił na mnie wielkie wrażenie. Naprzód słychać w nich było kajanie się i skruchę, a każde „Zmiłuj się nad nami“, spotęgowane uderzeniem czół o posadzkę, zdało się odgłosem jakiegoś twardego łamania się z nieubłaganą karą niebios. Później zaś rozlegał się jęk i tkliwe narzekania niewiast, owych jakby towarzyszek Matki Boskiej, stojącej pod krzyżem. Między niemi ujrzałem i Margośkę. Chusta jej spadła z włosów i w srebrnej ich oświetli, z wyrazem szczerej modlitwy na spo-