Ten obraz święty był w Częstochowie, skąd potem Szwedów Matka Boska odegnała, ale jeszcze wtedy, kiej to się działo, nie przyszło upamiętanie na naród polski i Szwedy doszły do Krakowa. Palili wszyćko i łupili, jak nieświęci, aże śpiewano:
O Najświętsza Panienko! cóż tera za lata?
Czy dzień sądny nastanął? czy już koniec świata?
Król kajsi poszedł z całem wojskiem za granicę, bo Szwedów dużo było, ćma wielga, że ostać się im nie wydolił. Popłakiwano se, ale poradzić nikt na to nie umiał.
Ksiądz proboszcz wtedy w sam raz szli na podwieczerz do siebie od chorego, a w browejarzu się zaślepali, pacierze odmawiając. Kiej oczy podniósł, wydało się to dziwne dobrodziejowi, że zorza, zamiast, coby miała, jak zawdy, świecić nad stawem Milczowym, rozpaliła się od strony wschodniej, za Żakowcem. Dziwował się, dziwował, pokiel się nie domyślił: — Ani chybi, kajsi gore; juści, ale gdzie?
A tymczasem łona rosła i rosła, a że wieczór już się zczernił, rozpostarła się na połowie nieba i zbliżała się cora więcej. Dzwony kościelne wzięły bić na trwogę, już się chło-