Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Już wiosna rozkwitła i rozlała swe powaby na łąki i pola. Nad jasną runią skowronek wydzwaniał pieśń radosną, wróciwszy z drogi dalekiej, z obcego kraju. Wonne gaje śpiewały hymn pochwalny nowym nadziejom, nowemu życiu. Za przykładem motyli i chrząszczów wyfrunęły na świat słoneczny roje dziatwy, radując się, że ciepło na dworze i sucho na dziedzińcu, że można bawić się w piasku i biegać na wycieczki.
W ich liczbie i ja nie byłem ostatni i rwałem się do zabaw i spacerów; te ostatnie, ze względu na młodszego brata odbywałem zwykle w towarzystwie Kundusi. Najwięcej lubiłem chodzić do lasu, gdzie bawiliśmy się w Indjan czerwonoskórych, wpinając sobie we włosy znalezione pióra wronie i kończąc wszelkie zwady tradycyjną „fajką pokoju“.