z rzędem temu, kto te słowa znajdzie w danem miejscu mej książki (s. 100) lub gdzieindziej! Tekst, rzekomo „mój“, cytowany w powyższej recenzji, pochodzi w zupełności od prof. Brücknera. Zresztą nie kto inny, ale on sam „poprawia“ tekst Thietmara: w tekście tym, we wszystkich jego rękopisach i przedrukach, jest in frutectum; prof. Brückner, zaraz w chwilę po udzielonych mi morałach, sam zmienia samowolnie ten zwrot na in frutecto! co więcej, dorabia do tego tekstu Thietmara własną opowieść o „żercach lucickich“!
Druga rzecz. W tekście jest scripserat — plusquamperfectum, oznaczające, jak każdemu powinno być wiadomo, czynność taką, która wyprzedziła wiążącą się z nią czynność drugą;[1] prof. Brückner w swym „przekładzie“ zamienia je samowolnie na imperfectum i nadaje temuż znaczenie częstotliwe „pisał“ — a na dobitkę odnosi je do jakichś „kazań“ Bosona, które on „przepowiadał“ (chyba głosił?). Powołuje się na nie, choć się nie zachowały, choć niewiadomo, czy były napisane: „wolno sądzić, jak Bozo je pisał“. Doprawdy, ja byłem ostrożniejszy od prof. Brücknera; napisałem wyraźnie (na s. 101), że o treści tych słów nic „wobec braku tekstów sądzić nie możemy...“
Na poparcie swych wywodów prof. Brückner powtórzył swoje stare, podobno z jakiegoś dawnego podręcznika zaczerpnięte twierdzenia: „Kościół katolicki X wieku nie dopuszczał do służby Bożej języków narodowych“. Twierdzenia podobne obalali kiedyś Potkański i ks. Fijałek, a i ja rozprawiałem się z niemi na s. 92—94 mej książki, i w studjum Bogurodzica wobec hymnografji łacińskiej, gdzie pisałem za Leclercq’iem, F. Olschkim, K. Fischerem, S. Czarnowskim i innymi o używanych w kościele śpiewach wallońskich (pieśń o św. Eulalji), a nadewszystko irlandzkich (słynne Libri hymnorum). Zacytowałem tam całe zdania z Analecta hymnica medii aevi, bez których nie może się obejść ten, kto chce się zajmować średniowieczem!
Ale co jeszcze prof. Brückner „zrobił z tekstu“ mej książki? Oto np. wmawia we mnie, że jakoby „zrzekam się Bozona, ale nie Wojciecha“... Sugeruje przez to czytelnikowi, nie znającemu mej książki, jakobym ja Bosonowi przypisywał autorstwo Bogurodzicy. Tymczasem ja pisałem zgoła co innego: nawet świętemu Wojciechowi nie przypisywałem autorstwa zupełnie bezwarunkowo; zacytuję ostatnie i ostateczne konkluzje mojej pracy: „Osoba autora mniejszą tu gra rolę, niż środowisko... Środowiskiem tem jest to grono ludzi, którego głową i światłem przewodniem był św. Wojciech“. I tak jeszcze w kilku miejscach, np. na s. 130: Je n’affirme pas que St. Adalbert lui-même ait été nécessairement l’auteur de la Bogurodzica... etc.
Nieściśle przytoczone zostały w recenzji moje słowa (s. 32—33) o mszy łacińskiej. Recenzent spreparował tekst w ten sposób, że nadał mu znaczenie zupełnie inne. Nigdzie nie pisałem, że „brak tylko [!?] wyrazu najbardziej znamiennego“. Cytuję dosłownie zdanie, które prof. B. opuścił: „wchodzą tu w grę i różnice [liczba mnoga — więc tych różnic jest dużo! JB.], które rzucają wyraźne światło na charakter i rodowód naszej pieśni“. O tych różnicach (wielu!) piszę niejednokrotnie!
- ↑ W danym wypadku cantare rogavit; nadmienię, że rogare u Thietmara i wogóle w łacinie — niezawsze znaczy „prosić“.