Wcale nie myślę posługiwać się bronią szyderstwa. Wszak metody takie potępiłem właśnie na kartach mej książki: „niestety, stwierdzić musimy ze smutkiem, że polemika w sprawie Bogurodzicy niezawsze stała na wysokości zadania nawet w swej formie; zdarzało się, że miejsce rzeczowych argumentów (dodam teraz: głębszych studjów) zajmowały nietylko uczuciowe wykrzykniki, ale nawet drwinki i urągowiska. Nie pomagały one bynajmniej do wyświetlenia ani genezy, ani autorstwa utworu“.
Ze smutkiem stwierdzam to raz jeszcze — ze smutkiem tem większym, że zastosować te słowa muszę do Nestora polonistyki, którego ogromne zasługi i znaczenie na innych polach niejednokrotnie sławiłem nietylko z uznaniem, ale i z entuzjazmem. Sądzę jednak, że przy całym entuzjazmie czy uznaniu nawet dla ludzi najsędziwszych i najczcigodniejszych, w nauce niewolno nam uznawać za argument wyłącznie tylko ich autorytetu; trzeba przedewszystkiem wyświetlać prawdę, choćby ona tyle kosztowała wysiłków, ile włożyłem w moją książkę, i choćby nagrodą za tę uczciwą pracę miały być w dalszym ciągu takie urągania, jakie wypełniają znaczną część powyższej recenzji. O nie się nie obrażam, zwłaszcza zważywszy wiek Recenzenta. Natomiast mam prawo i obowiązek zaprotestować przeciw parodjowaniu zarówno tekstów, jak wyników mej pracy...
A mam też prawo i obowiązek prosić prof. Brücknera i o rzeczowe argumenty. Po pierwsze: niechno da choćby jeden dowód na to, że Bogurodzica powstała w połowie wieku XIII; narazie jedynym argumentem jest subjektywny domysł prof. Brücknera i stary nałóg dawnych jego hipotez. Powtóre: jaki jest choćby jeden poważny dowód przeciwko autorstwu św. Wojciecha, respective, żeby ująć sprawę tak, jak ja ją ująłem: dowód przeciwko środowisku, w którem żył, czy którego natchnieniem był św. Wojciech? Dotąd walczył tu prof. Brückner tylko w ten sposób, że powoływał się na fakta niebyłe (rzekome nieistnienie rymów w X wieku, rzekomy ówczesny brak pieśni nabożnych w językach narodowych, rzekome prześladowanie obrządku greckiego przez św. Wojciecha i t. p.), albo niestwierdzone. Nie wiem też, skąd teraz wziął wiadomość, że piastował św. Wojciech ideał „męczeństwa nie wśród Słowian?“ Słowianami byli też „Lucice“ — Luitici, jak ich zwie Bruno — a przecież, jak świadczy tenże autor, tam właśnie dążył najpierw św. Wojciech i o mało tam właśnie nie spotkało go męczeństwo! A wtedy, jak tenże Bruno świadczy, św. Wojciech wyraźnie przedstawiał się poganom jako episcopus, Sclavus. Szkoda, że o tem prof. Brückner „nie słyszał“, a raczej nie czytał; natomiast gdzie w mej książce czytał o „ludowych“ sympatjach św. Wojciecha, doprawdy nie wiem. Nawet, jeśliby to wyrażenie wziąć w znaczeniu „narodowy“, to gdzież ja robiłem ze św. Wojciecha „narodowca“ X wieku? Stwierdzałem tylko — na podstawie najpoważniejszych źródeł historycznych X i XI w., które prof. Brückner manifestacyjnie lekceważy nawet w powyższej recenzji — że św. Wojciech nie był wcale wrogiem obrządku wschodniego, owszem, był mu przyjazny, nawet mocno... Co więcej, ja to właśnie — naprzekór prof. Brücknerowi, który ze św. Wojciecha robił niegdyś par excellence Czecha, nie mogącego się nawet porozumieć z Polakami — wykazywałem, że narodowe różnice dla św. Wojciecha nie istniały (s. 108). To, że św. Wojciech uciekał od „owieczek sło-
Strona:Józef Birkenmajer - Polemika.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
645
POLEMIKA