Strona:Józef Birkenmajer - Polska dywizja w tajgach Sybiru.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

i jako wspomaganie tyranji Kołczaka. Niechęć budziły te wyprawy i w samych żołnierzach polskich; smutny był dla nich widok palących się wsi syberyjskich, widok rabunków, które zdarzały się tu i ówdzie. Nie mniejszym smutkiem przejmowały wszystkich wielkie straty, jakie w tych walkach ponosiło wojsko polskie. Najstarszym nawet wojownikom, co od początku wojny światowej tak często śmierć widzieli, krwawiły się serca, gdy szli za ogromnym korowodem trumien, ciągnących ulicami Nowonikołajewska na cmentarz wojskowy. I nie było chyba nikogo, ktoby nie zadawał sobie dręczącego pytania: „Czy potrzebne są te ofiary? Czy Polska wie o synach swoich, ginących w urmanie kamińskim, w tundrze barabińskiej i w słonych stepach kułundyjskich? Czy ocenia ich poświęcenie, ich wolę służenia krajowi? Czy myśli o ich powrocie na Ojczyzny łono?“
Odpowiedź nadeszła. We wrześniu dowództwo otrzymało depeszę od gen. Hallera i Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, zawiadamiające żołnierzy-Sybiraków, że ciężka ich służba, ich ofiarność spotkały się z uznaniem zasłużonem. Druga z tych depesz brzmiała:
„Wola stworzenia silnej Armji polskiej sprawiła, iż wszędzie, gdzie los złączył garstkę mężów polskich, tworzyły się polskie oddziały wojskowe. Rozproszone po krańcach świata, zmuszone czasem żyć długie lata zdala od kraju,