Razem z wichrem jesiennym, co szybami trzęsie,
Mgły tuman i liść zeschły ciągnął się przez pole,
Gdy szedł z domu żołnierzyk na nie znaną dolę
I łzę miał smutną na rzęsie...
Ciężka powinność woła!... czeka srogi przedział...
Żegnaj, matko i ojcze! kiedyż mię ujrzycie?...
I tę pożegnał, którą ukochał nad życie —
Czy go kochała, nie wiedział...
Poszedł — w ziemistym płaszczu, w skórzanym tornistrze —
Tam gdzie świstały kule i ryczały działa...
Pisywał długie listy — tęsknota szeptała
Słowa mu coraz ognistsze...
I pytał swoją miłą, czy jej służy zdrowie,
Czy jeszcze go pamięta?... Mijają miesiące...
Odpowiedzi ni słowa... tak ciężko w rozłące...
Może nakoniec odpowie?...
Czekał długo... cierpliwie... Wreszcie rok upłynął —
Odpisała... „Ślub wkrótce... wyszły zapowiedzi...“
Żołnierzyk nie otrzymał już tej odpowiedzi:
Już spał w mogile... już zginął...