tłukła ulewa, grając na falach, jakgdyby uderzeniem wielu naraz palców wśród klawiszy, wówczas przeciągały się z nudów twory umiejące pływać po powierzchni, a te, które żyć mogły jeno w głębinach, lub zgoła na dnie, spały spokojnie, albo i żerowały — zależnie od usposobienia i potrzeby. Różowy Koral, zgodnie ze swą naturą, rozmyślał — czasem marzył.
Ale bywały i dnie ciszy, pogody i lekkiego, poszmernego ukołysania. W atollu bywało wówczas zacisznie i błogo, jak w gniazdku ptaszęcem, wysłanem paździorkami pierzastej i wełnistej piany. W takie dni, odświętne i uroczyste, do zatoki atollu, niby do biesiadnej izby, schodziły się wszelkie istoty morskie z okolic przyległych, by poigrać, pośmiać się, pogwarzyć. Cisza morska bywała uciszeniem wszystkich swarów między możnymi i chudopacholcami, między rybami i jamochłonami czy szkarłupniami, nie mówiąc już o skorupiakach i polipach. Na znak dany przez delfina, mędrca i wróżbitę głębin, każdy pozbywał się gniewu czy trwogi, srogości czy zahukania — każdy był drugiemu bratem i druhem wesołym. Cała toń wtedy rozbrzmiewała szeptami, śmieszkami, to poświstywaniem radosnem, to miłosnem gruchaniem — szum dźwięczny niósł się wzdłuż i wszerz w harmonji tkliwej, serdecznej dokoła samotnej wyspy, co w ciepłych i jasnych promieniach słonecznych lśniła jak turkusem wysadzany pierścionek zaręczynowy.
Na powierzchni rozbłękitnionych wód rojnie pojawiały się gwiazdy morskie, onym gwiazdom nadziemskim podobne, co to jawiąc się na aksamitnym firmamencie niebios, zapowiadają pogodę i sercom ludzkim niosą ukojenie, mrugając ufnie a przyjaźnie.
Wespół z niemi pływały chełbie-meduźnice i opowiadały towarzyszom z niższych warstw wodnych o słońcu jasnem, co błyszczy nad roztoczą, a opowiadając, kiwały z zachwytem płaskiemi, wodnistemi głowami. Nie imponowały ich miamlania staremu nautilusowi-łodzikowi, który bywał na wielu morzach i rad był się chełpić swem doświadczeniem żeglarskiem; nie
Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.