Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

innych tworów płetwiastych. Pragnął też uczynić mu na złość choćby raz w życiu.
— Czego wy się, głupie, boicie? — krzyknął żarłacz, widząc, że ryby nie pragnąc bynajmniej dowodzić lepszości swej gęby, pierwsze dają przed nim drapaka. — Przecież wam nic nie zrobię, bom się już obżarł lepszem od was mięsem na pełnem morzu!
Niejedna z ryb błogosławiła w tej chwili niebiosa, że dały jej gorsze mięso — jednakowoż argument rekina nie wszystkim przemówił do przekonania.
— No, nie boczcie się i bądźcie wdzięczne, żem dziś dla was dobry — mówił rekin. — Po dobrym obiedzie dobrze na strawność robi przyjemna pogawędka, to też dziś możemy sobie pogwarzyć. Niechno i ja raz przecie zakosztuję waszej sielanki!
I ponieważ nikt się nie odzywał, więc sam zagaił rozmowę:
— Chcecie się dowiedzieć coś o Sinej Rafie, jak słyszałem? Intryguje was ta ogromna, butwiejąca skorupa? Czemużeście się do mnie nie zwróciły po wyjaśnienie? Nikt lepiej wyjaśnić wam tego nie potrafi, bo przecież to ja pożarłem owych ludzi!
— Ludzi? — zagadnął naraz Różowy Koral, otwierając szeroko jamę ustną ze zdumienia.
Wielkie musiało być zaciekawienie Różowego Korala, skoro złożywszy z serca hardość, przemówił, a wielka równocześnie i śmiałość, że ważył się odezwać do rekina. Ale Różowy Koral nie potrzebował się obawiać srogiego tyrana mórz, ufny w swój gród kamienny i moc swych parzydełek. Niemniej jednak tak szalona odwaga w zdumienie wprawiła wszystkich mieszkańców laguny; Różowy Koral, który dotąd cieszył się czcią powszechną i szacunkiem, urósł jeszcze wyżej w opinji.
— Ludzi! alboż mi to nowina? — zgrzytnął zębami rekin. — Myślisz, strzępku, że na żarty nazywają mnie ludojadem? Zjadłem ich wszystkich, jeno kostki pozostały — może się tam która jeszcze obija o boki tego zatopionego okrętu! Próbowali pływać — uciekali