szczanych jednocześnie na kartach „Niwy“) można tu autora odrazu poznać po swoistej interpunkcji a nadewszystko po temacie i stylu. Oto co czytamy:
Wiele pism naszych doniosło już o głodzie na Górnym Śląsku. Ludność tak pracująca w kopalniach jak i rolnicza, znajduje się w stanie prawdziwie wzbudzającym litość. Nędzne zapasy ziemniaków skończyły się już, śniegi pokryły kraj, a tymczasem niema co włożyć do garnka. W domach wiejskich tulą się do siebie gromadki zziębniętych dzieci, próżno błagając o łyżkę ciepłej strawy. Starsi tracą odwagę i siły do pracy. Liczba dotkniętych głodem z każdym dniem się zwiększa. Wieśniacy sprzedają resztki dobytku, a wkrótce zaczną sprzedawać i ziemię, która nie umiała ich wyżywić.
Czy znajdą kupców?
Tak! kupią je Niemcy, pierwotni zaś mieszkańcy albo tułać się będą na własnej ziemi bez dachu i ziemi, albo udadzą się za ocean i tam na niezmierzonych stepach lub wśród zgiełku miast wyginą zwolna z głodu, chłodu i tęsknoty, — zazdroszcząc tym, których kości spoczywają w górach rodzinnych.
Głód i zima, — straszne dwa słowa, straszniejsza jeszcze rzeczywistość. Pod ciężarem klęski ugina się lud prosty, jak kłos pod wichrem, wyglądając zmiłowania od Boga i od serc ludzkich.
Gdy Segedyn uległ klęsce powodzi, wieść o tem odbiła się echem we wszystkich zakątkach Europy. Poprzednio jeszcze rozczulał tkliwe dusze los Bośniaków i Hercegowianów; w tej chwili Paryż wyprawia świetne widowiska na dochód dotkniętych powodzią mieszkańców Murcji.
Obecnie głód na Śląsku! — Kto pierwszy weźmie skarbonkę i potrząśnie nią w imię nędzy i miłosierdzia? Śląsk znacznie bliżej od Murcji.