safianowych, purpurowych i śpiczastych trzewików cesarskich do prostych, wykręconych i połatanych kierpców najlichszego z wyrobników… i szedł sam, boso i cicho, przez cały uśpiony pałac, po zimnej marmurowej posadzce, a przystanią tej conocnej pielgrzymki była mu mała ośmiokątna kaplica, gdzie złotym zarysem wybiegała ze ściany bizantyńska mozaika: w środku potężny Władca-Zbawiciel, Christos-Pantokrator, a po bokach Boża Macierz i święty Jan Chrzciciel czyli Prodromos, zanoszący do Gospodzina modlitwę za biedną i znękaną społecznością ludzką.
Oj, natułał się też, natułał w ciągu czterdziestu lat swego żywota syn księcia Sławnika Wojciech z nieodstępnym bratem swoim Radzimem, czyli — jak go w mowie łacińskiej przezwano — Gaudentym. Poznali Europę całą od południowej saraceńskiej granicy aż po przyległe do północnego Kraju Mgieł ziemie Lutyków, od dalekiej, zachodniej Francji aż po wschodnie obszary węgierskie i polańskie. Rozmyślał o tem wszystkiem dzisiaj Radzim-Gaudenty, ze szczególną tkliwością przypominając sobie w ten chłodny i mroczny poranek jasną i ciepłą Italję, gdzie o tym czasie zielenią się już uprawne pola i oliwne gaje, gdzie oracz chodzi za pługiem, a pasterz za owcami, pośpiewując pieśń słodką: gdzie razem z pieniem skowronka wita jutrznię poranną dzwon na wieży prostokątnej, wysokiej, przytulonej do awentyńskiego wzgórza, oraz pieśń uczonych mnichów w najwdzięczniejszej w świecie greckiej mowie, nad którą tylko pienia anielskie w niebiesiech mogą być piękniejsze.
Dziką się wydawała Radzimowi po owych cudach włoskich, francuskich, flandryjskich i mogunckich owa rozległa kraina polańska, którą własnymi stopami przemierzyli byli przed pół rokiem: od Krakowa przez Kielce, Wrocław, Łęczycę i Trzemeszno aż do Gniezna. Pamiętał, jako się pewnego dnia zbłąkali w owych ostępach i jako się dziwowała, kiedy o drogę pytali, ludność tubylcza, naśmiewając się z ich odzieży niezwykłej i z odmiennego nieco dźwięku słowiańskiej mowy.
A przecie pokochali obaj przybysze-książęta onę ziemię bagnistą i puszczami porosłą. Przywiązali się do niej, jako do drugiej ojczyzny swej ziemskiej, odkąd im odebrano własną ziemię ojczystą, rodzinną, księstwo Sławnikowe na Lubicy. Przywiązali się do potężnego księcia polańskiego, Bolesława Mieszkowica, Chrobrym zwanego, który od lat wielu przyjacielem był Sławnikowi i jego wszystkim synom, a teraz udzielił gościny i schronienia niedobitkom owego potężnego do niedawna rodu. Przywiązali się do tej ziemi polańskiej, bo nie okazała się gleba jałową dla posiewu słowa Bożego, a wiara Chrystusowa, choć niedawno tu posiana, wschodziła jednak plonem wdzięcznym.
Strona:Józef Birkenmajer - Spełniona obietnica.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.