cmentarza, zobaczyła furtę ozwaloną. Zajrzawszy przez nią, widzi, że Brzydziocha tratuje po mogiłce jej matki, chrupiąc rosnące tam zioła i powiędłe wianuszki, kiedyś przez nią, Salkę, tu ochwiarowane.
Jakże to Salki nie miało rozgniewać!... Chyciła kij i dalej spędzać Brzydziochę. Ale ta już była dnia tego gniewna ponad miarę. Pochyliwszy kańciaste czoło, poderwała je nagłym ruchem i oburóż przebodła dziewczynkę.
Salka padła — nie wiedziała wcale, ile czasu tak leżała. Znalazł ją Wawrzek, zaniepokojony tak długą jej niebytnością; owinąwszy strzępem sukmany straszkowej, zaniósł dziewuszysko do chałupy. Dawali jej leki różne, przyzywali ludzi, którzy się na leczeniu znali. Nie pomogło. Po tygodniu Salka umarła. Pochowano ją na szarym cmentarzu, kole matusinego grobu, z którego rozchylił się poziomy krzak głogu, owijając obie mogiłki koroną krwawą i cierniową.
Na ściernisku nieprzeoranem, na twardej grudzie, stał cicho, nieporuszenie, nikomu już niepotrzebny, obdarty strach na wróble. Nie umiał — i nie miał kogo — zapytać, co się stało z Salką. Z nieba posypał się śnieg biały, jak lelija... nakrył cmentarzysko, wygon, drogę, orną ziemię i podlesia...
Cicho, nieporuszenie, sztywno, w smutnem zadumaniu, stał drewniany, skostniały, tyczkowaty strach. Nikomu nie był potrzebny, nikogo nie wzruszał, nikogo nie zaciekawiał. Nikogo nawet nie straszył...
Nie straszył nawet wron, co nie znajdując żeru w lesie, czarną, złowieszczą chmurą pociągnęły w stronę dworskiego brogu, wrzaskliwie, przeraźliwie głosząc niezbożne hasło:
— Kraść! kra-aść! kra-aść! kraść!
Gdy zoczyły stracha na wróble, znać im się podobały burakowe pasy starej kamizoli, bo oto w jednej chwili czarna zgraja obsiadła niewinną ofiarę i dalej drzeć na strzępy całą przyodziewę, bijąc się o każdą chadrę, każdą łatę i każdy przyszczepek. Wiotka
Strona:Józef Birkenmajer - Strach na wróble.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.