Strona:Józef Birkenmajer - Wniebowzięcie Matki Boskiej w Rzymie 996 r.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.





„Tymczasem zbliżał się wiek X-ty ku końcowi, jeden z najcięższych wśród wielu ciężkich i mrocznych, jakie ludzie przeszli i przechodzą. Mimo grozy i strachu przed tysiącleciem, kończył się przecież lepiej, niż się był zaczynał. Włochy spokojniejsze, papiestwo dźwigające się z upadku, były zapowiedzią większego spokoju“...
W takich słowach nakreślił nieodżałowany świetny historyk, Karol Potkański, sytuację, która panowała w świecie chrześcijańskim — a w szczególności w Rzymie — na początku roku 996, jednego z tych lat przełomowych, które decydują o losach całych państw, społeczeństw i narodów. Lata poprzedzone były okresem straszliwych zamieszek, zdarzeń tak straszliwych, że mało im podobnych pamiętają dzieje ludzkości. Rzym był wciąż widownią zawziętych walk, podstępnych knowań i zamachów, krwawych okrucieństw i przerażającej rozpusty. „Wieczne miasto — pisze Potkański — nie było wtedy smutne, jak za ostatnich dni pogaństwa, tym nieuleczalnym smutkiem rzeczy i ludzi, którzy przeżyli swój czas i odejść muszą. Było smutne inaczej, — ludzie w nim zdziczeli i chodzili, mordując się wzajemnie. Ledwie kilka lat minęło, jak jeden z papieży, Jan XIV, głodzony na Zamku św. Anioła, wołał próżno, konając, choć o kroplę wody. Trup jego następcy, Bonifacego VII, po niespełna roku panowania, walał się obdarty i niepogrzebany pod posągiem Marka Aurelego...“ A takich obrazów więcej przypomniećby można. Ostatnim, najstraszliwszym, będzie straszliwa kaźń antypapieża