„Pozwól pan“, rzekł po chwili zupełnie innym, cichym tonem, „abym prawdy moich słów i czystości zamiarów dowiódł czynem. Z tą myślą nawet tu przyjechałem.“
Nadstawiłem uszu, ciekawy co z tego będzie?
„Pan masz długi“, rzekł krótko.
Trudno było zaprzeczyć, więc tylko spuściłem oczy, przybierając minę ptaka żywcem oskubanego.
„Wiem, że pan jesteś obecnie napastowany przez Wuchermana, tę pijawkę, która jest zakałą naszej gminy.“
„Pan masz więcej takich pijawek pod swoim zarządem duchownym“, wymknęło mi się.
„Wiem o tem i przedsiębiorę też jednę z prac Herkulesa: oczyszczenie stajen Augijaszowych. Da Bóg, że podołam temu, a tymczasem na poczatek chciałbym uporządkować pański interes z Wuchermanem.“
To mi się najlepiej podobało z tego wszystkiego, co dotychczas powiedział; nie dlatego, żebym lekceważył kwestyę zjednoczenia się z nami żydów, ale że ten jego środek prowadził najprościej do celu.
„Otóż“, rzekł, wyciągając do mnie rękę, „proszę pana, racz przybyć w tych dniach do mnie. Przywołam tego lichwiarza i przyprowadzę ugodę do skutku: aż nadto dosyć mieć będzie połowę tej kwoty, na którą pan mu wystawiłeś weksel, a i tę postaram się rozdzielić na małe raty przez ciąg lat paru na godziwy procent. Czy mogę rachować na bytność pańską?“
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —