„Panie!“ rzekłem w uniesieniu, „czyż możesz wątpić o tem? jesteś feniksem, unikatem... jakże się panu odwdzięczę, jak nagrodzę...“
„Nagrodą dla mnie będzie przeświadczenie, żem spełnił obowiązek.“
„Ani słowa, i wolno panu na tem poprzestać, ale do mnie należy uczcić człowieka takiego jak pana.“
To mówiąc, miałem na myśli ostatnie dwie butelczyny pozostałe w piwnicy jeszcze od przenosin; więc chwyciłem za dzwonek stojący zawsze na mojem biórku aby zadzwonić na Grzesia.
Ale co u licha, czy czary jakie? ręka odmówiła mi posłuszeństwa: trzymałem rękojeść dzwonka a poruszać nim nie mogłem. Wszelkie usiłowania były daremne. Pomimo to, rzecz dziwna, dzwonek sam się odezwał: słyszałem jego głos. Dzwonił, dzwonił, naprzód jakby gdzieś daleko, potem coraz bliżej, aż nareszcie rozmachał się na dobre.
Nie mogłem zdać sobie sprawy z tego, co się dzieje, siliłem umysł napróżno, nareszcie zmęczony.... otworzyłem oczy.
Tuż przy sofie, na której leżałem, stał mój jedynaczek Staś i śmiejąc się, dzwonił mi nad samem uchem.
Spojrzałem na pokój: panów Szczęsnodolskiego i Koziogórskiego ani śladu, poczułem tylko mocną woń... czosnku; przyczynę tejże łatwo zrozumiałem, ujrzawszy przy drzwiach przyjemnie uśmiechnięte oblicze Lejby
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
— 99 —