Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

Szycmana, w jarmułce, z pejsami i ze wszystkiem co do niego należało.
Dobryś! akurat kilka dni temu upłynął termin jego rewersu na sto guldenów, który mu wystawiłem przed trzema miesiącami. Wiem już po co przyszedł.
Ale ci panowie, co tu byli przed chwilą? byłże to sen?
Zerwałem się na równe nogi, co zobaczywszy Lejba ukłonił mi się jarmułka.
„Dzień dobry wielmożnemu panu“, rzekł wdzięcząc się, „wielmożny pan tak smaczno spał.“
„Pocóżeś mnie obudził?“ odparłem pochmurno rozespany jeszcze.
„To nie ja, to temu małemu“, rzekł wskazując na Stasia.
„Skądżeś się tu wziął?“
„Przyszedłem tak sobie.“
„Słuchaj“, rzekłem, przeszedłszy się kilka razy po pokoju, ażeby ochłonąć, „jak się wasz nowy rabin nazywa?“
„Po co nowy, kiedy my mamy starego? on się nazywa Szloma Goldwänder.“
„A Koziogórskiego niema?“
„O takim rabinie jak żyję niesłyszałem.“
Oprzytomniałem przez ten czas zupełnie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .