Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
—   114   —

szacunku i wmawiałem w siebie, że ukazanie się w tak poważnym organie mojego „Tańca szkielietów“ musiało odbić się echem nietylko w Warszawie, ale w całym kraju.
To pewna, ze w Warszawie pokazywaną mnie sobie palcami — o tem byłem najmocniej przekonanym — zwłaszcza gdy jedno z pism wydrukowało, że „utalentowany autor dobrze znanego czytającej publiczności „Tańca szkieletów“ pisze, jak się dowiadujemy, dla naszego teatru oryginalną komedyą pięcioaktową p. t.: Serce i nerwy.“ Oryginalną! wyrażenie niemądre, które zyskało prawo obywatelstwa w naszem piśmiennictwie, bez względu, że ubliżamy niem sami sobie. Czyż utwór prawdziwie oryginalny jest już u nas taką osobliwością, żeby aż trzeba robić o tem wyraźną wzmiankę? Śmieszność! No, ale to nie należy do rzeczy; dosyć, że byłem zadowolony z reklamy, zwłaszcza, że te wyrazy: „pisze dla naszego teatru“ dźwięczały mi w uszach bardzo efektownie, chociaż Bogiem a prawdą, ani mi się śniło marzyć o takim zaszczycie, żeby słowo moje zabrzmiało na deskach naszej pierwszej sceny. Byłbym z wielką radością poprzestał na Rypinie albo Ryczywole. Pisano o mnie, a co zatem idzie, byłem przedmiotem rozmów, człowiekiem znanym, znakomitością. W publicznych miejscach zdawało mi się, że wszyscy byli mną zajęci; w teatrze podczas antraktów stawałem w krzesłach zwrócony twarzą do sali, w niezmiernie malowniczej pozycyi. Każda lornetka zwrócona