„Wystaw sobie pan dobrodziej, szelma faktor namówił mnie na tę żydowską budę, zaręczając, że mi będzie wygodnie. Tymczasem napakowało się tak, że siedzimy jak śledzie w beczce... a przytem, obawa plagi egipskiej... słowem, jeżeliby to panu nic zrobiło różnicy, gotówbym przypisać się do pańskiej furmanki.“
„Kiedy szkapy ledwo się wloką.“
„I tamte nie rącze: jużbym wolał kupić owsa, byle jechać swobodnie.“
Gdy tak traktują, od tej samej strony, zkąd przybyli, nadjeżdża i staje także przed karczmą trzecia furmanka, to jest elegancki powóz, z którego wyskakuje trzeci towarzysz z wagonu.
„A panowie co tu robią?“
„Jedziemy do Turki.“
„I ja także, ale huncfot faktor, jak mnie urządził! Namówił czyjegoś stangreta z za Turki, wracającego próżno do domu, że mnie zabrał, za pieniądze naturalnie. Tymczasem ten teraz powiada, że nie może mnie dalej wieźć, bo się boi, żeby się jego pan nie dowiedział, gdyż spotkał kogoś znajomego z tamtych stron, co mógłby go wydać.“
„I jakże będzie?“
„Możebyśmy mogli jakoś razem we trzech...“
„Ale czyż konie dadzą radę?“
„Bardzo wątpię.“
„Nawet trudno będzie pomieścić się na tej furce.“
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —