„Bójcie się panowie Boga! zkąd ja tu wezmę furmanki.“
„Ale jakże zrobić?“
„Gotów jestem dodać chłopu papierka, to może przystanie.“
Wzięto chłopa do narady. Temu widocznie uśmiechała się myśl zarobku, ale niepewny czy zadosyć uczyni zobowiązaniu, skrobał się tylko po głowie i na wszystkie argumenta odpowiadał:
„Abo ja wiem!“
Zafrasowani pasażerowie nie wiedzieli już co począć, gdy nagle ujrzeli nadjeżdżający sporym kłusem porządny i obszerny wózek, zaprzężony w parę dobrych koni, a na nim czwartego pasażera z wagonu.
Już miał przejechać, nie zatrzymując się, gdy nasza spółka nagłą myślą jednocześnie tknięta, rzuciła się naprzeciw wózka i zatrzymała go niemal przemocą, a z trojga ust razem wybiegło pytanie:
„Dokąd pan jedzie?“
„Do Turki“, odrzekł kwaśno pasażer.
„I my do Turki, aleśmy tu osiedli na piasku.“
„A mnie złodziej faktor wyciągnął na koszt; powiedział, że wystara się o furmankę, tymczasem przepadłszy gdzieś, w półgodziny się zjawił i oświadczył, że nie ma żadnej, ale że w mieście jeden obywatel wynajmuje na żądanie konie podróżnym, to do niego trzeba się udać.
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 124 —