to bardzo przyzwoita dziewczyna, a do tego dobre, poczciwe, anioł w ludzkiem ciele!... daję słowo...“
„No, a tenże dramat?“ zapytałem zaciekawiony.
„A, to cała historya“ rzekł pan Alfons „widzi pan, przed paru laty umarła im matka; starsza siostra miała już męża, ale Zosi, bo jej Zosia na imię, dało się czuć to sieroctwo. Matka miała jakieś małe dożywocie, z którego żyły i które naturalnie z jej śmiercią ustało, i biedna dziewczyna została prawie bez przytułku, bo siostrze, która dopiero co wyszła za mąż, bardzo trudno było wziąść ją do siebie. Otóż wtenczas pułkownikowa w przystępie jakiegoś wspaniałomyślnego porywu, a prędzej pod naciskiem okoliczności, wzięła ją do siebie.“
„Jakież to były okoliczności?“
„Panienka osierociawszy dostała opiekuna, który był wspólnym krewnym jej i matki Edwarda; był to stary kawaler, urzędnik dosyć wysoko położony z Warszawy, który niechętnie podobno przyjmował ten ciężar, ale raz go przyjąwszy wziął swoją misyę do serca. On to swoim wpływem i staraniami, którym dał umyślnie wielki rozgłos, tak jakoś potrafił obmotać i zobowiązać pułkownikowę, że dla samej opinii bardzo tą sprawą zainteresowanej musiała wziąść do swojego domu daleką krewnę.“
„Hm! teraz cały ów dramat stoi mi jasno przed oczyma.“
„Naprzykład cóż pan myślisz?“
„Zapewne pani pułkownikowa dopełniwszy z musu dzieła filantropii, dawała jej uczuć swoją niechęć — gorzki to, ale zwykły chleb sieroty zostającej na cudzej łasce.“
„E, toby była rzecz najmniejsza“, rzekł p. Alfons.
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —