Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

rzyło się jego oblicze, na czole zarysowały się zmarszczki, nareszcie zmiął list z wyrazem zniecierpliwienia i rzucił go z niechęcią na biurko.
Marcin i Kasia nie spuszczali z pana oczu, a gdy skończył czytanie i zachowując milczenie zaczął chodzić po pokoju, ta ostatnia odważyła się zapytać najwdzięczniejszym, na jaki zdobyć się mogła głosikiem:
„A co, proszę pana?“
Pan Adam nie odpowiedział zaraz; dopiero przemierzywszy pokój parę razy wzdłuż i wszerz, rzekł z chmurą na czole:
„Pani pisze, że zabawi jeszcze w Ostendzie dwa tygodnie.“
„Dwa tygodnie jeszcze!“ zawołała Kasia głosem takim, jak gdyby ta wiadomość była ziszczeniem jej najgorętszych życzeń.
„Jeszcze dwa tygodnie!“ zawołał Marcin zgrzytnąwszy zębami i tonem bohatera z melodramy prześladowanego przez zawistne losy.
To niezadowolenie Marcina było najzupełniej usprawiedliwione. Trzeba wiedzieć, że jak to zwykle bywa w stosunkach jakie tu zachodziły, znał się on już od roku z Kasią i był z nią prawie jak po słowie.... Czuł się dotychczas najszczęśliwszym. Sam był faworytem pana; ona była ulubienicą i prawą ręką pani; mógł więc śmiało rachować na ich pomoc, gdy przyjdzie przenieść się na swoje gospodarstwo. Uśmiechała mu się szczególniej, jako zamiłowanemu w myśliwstwie, wakująca właśnie posada leśniczego w lasach pańskich; śnił o zacisznym i ciepłym domku otoczonym wieńcem brzóz, dębów i sosien, w którym widział się już usadowionym z swoją Kasią.