lub drzwi nie zostały na noc odemknięte, bo jak na złość duży wiatr był tej nocy i ciągle coś stukało.
Być może, że obawy Marcina były tylko wytworem podraźnionej imaginacyi, ale to było faktem, ze w miarę poufalszego zbliżania się do pana Kasia stawała się coraz większą kokietką, coraz dbalszą o swoje wdzięki. Co dawniej myjąc ręce kontentowała się prostem mydłem, to teraz kupiła sobie mydełko pachnące i słoiczek pomady w aptece; a właściwie to on, Marcin, sam jej kupił. Raz gdy jechał po coś do miasta, dała mu na to pieniądze, przyczem spojrzała nań, robiąc bardzo słodkie oczy, co od pewnego czasu było osobliwością; więc oczarowany tym powrotem, jak mu się zdawało, łask, zrobił jej od siebie prezent z tego, co mieć sobie życzyła. Nie mógł sobie potem tego darować przekonawszy się, że to mydełko i ta pomada wymyślone były na jego utrapienie.... Zapuściła także grzywkę nad czołem, które miała trochę za duże i za wypukłe. Było jej z tą zmianą niezmiernie ładnie. Marcin patrząc na nią byłby ją zjadł.... ale ze złości; bo był świadkiem, jak pan dostrzegłszy to samo, pochwalił, mówiąc, że z tą grzywka jest jej bardzo do twarzy. Ale ciekawe rzeczy, co też powie na to pani, która grzywek nie cierpi....
W takim stanie rzeczy nic dziwnego, że Marcin prosił pana Boga, żeby składał dwa dni na jeden i dał mu jak najprędzej doczekać powrotu pani, przy której to wszystko, czego się obawiał, stawało się niewykonalnem. Modlił się o to codzień, a dla skrócenia sobie chwil oczekiwania, zrobił kredą na drzwiach kredensu tyle krysek, ile dni prawdopodobnie pani miała jeszcze zabawić w podróży, i codzień jednę zmazywał.... Ponieważ wy-
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —