Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

kieszeń i chciałaby cię trzymać na pasku pod groźbą wyjawienia wszystkiego żonie; czy myślisz, ze mizdrzy się do ciebie dla twoich pięknych oczu?“
Na to oburzyła się bardzo miłość własna, ale nie miała czasu wypowiedzieć tego, co myślała, bo w tej chwili wbiegła do pokoju zmięszana czegoś ta właśnie, o którą toczyła si owa milcząca dysputa.
„Proszę pana, nieszczęście!“ zawołała zaraz z progu.
„Co się stało?“ zapytał pan, zrywając się.
„Pani przyjechała z Ostendy!“
Pan Adam na te słowa, mające dlań znaczenie bluźnierstwa, plwającego na to, co on otaczał czcią, wyprostował się groźnie z olimpijskiem zmarszczeniem brwi.... Oprzytomniał nagle.... Cała sytuacya stanęła mu jasno przed oczyma.... Jakto! ta bezwstydna kokietka wyzyskując jego chwilową słabostkę, była przekonaną ze zdoła zastąpić w sercu pana ukochaną, z utęsknieniem wyglądaną zonę... i posuwa zuchwalstwo do tego stopnia, że jej niespodziany powrót ośmiela się nazywać ich wspólnem nieszczęściem! Teraz dopiero widzi, w jaką gotów był zabrnąć kałużę. Wstyd mu samego siebie....
Pod nawałem tych myśli, zdobył się tylko na wykrzyknik:
„I ty to nazywasz nieszczęściem?..... głupia!“ i wybiegł na przyjęcie żony.
„Głupia!“ powtórzył jak echo Marcin, który przed chwilą wpadł był uradowany z tą samą wieścią, i wybiegł za panem.
Kasia zaczerwieniła się jak piwonia, widząc, jak