grubo się przerachowała, „Ach! ci mężczyzni“, pomyślała sobie, „wierzże tu któremu!“
Ale trudna rada. Nie można tracić głowy... trzeba nadrobić miną, żeby ludziom nie dać powodu do śmiechu. Więc jak gdyby nigdy nic, wybiegła także do pani, która im wszystkim zrobiła taką niespodziankę.
Będąc świadkiem powitania z nią pana, który gorącemi pocałunkami okrywał jej ręce i usta, zrozumiała, że jedna chwila potargała te nici, które tak pracowicie uprzędła.
Gdy siląc się na oznaki uradowania, całowała panią w rękę, ta rzekła tylko spojrzawszy na nią:
„A! Kasia zapuściła grzywkę, na czyjąż to intencyę?“
Pan Adam czuł, że się zaczerwienił, bo zdawało mu się, że żona spojrzała na niego z pod oka; więc maskując mimowolne zmięszanie, rzekł:
„Idzie za mąż....“
Spostrzegł się, że wyjechał ni w pięć ni w dziewięć, ale tak bywa, gdy kto ma niezupełnie czyste sumienie; aby z tego wybrnąć, spojrzał niemal błagająco na Marcina.
Kasia spuściła oczy, odzyskała jednak pewność siebie; pomiarkowała, że nie wszystko stracone, bo jakaś nieprzerwana niteczka pozostała dla niej: zawsze pan coś jej winien, miała w nim współwinowajcę....
Marcin czując się panem sytuacyi, przystroił się w minę uroczystą i miał ochotę robić ceregiele, ale Kasia spojrzała nań takiemi oczyma, że żal mu jej się zrobiło.
Zmiękł, jak wosk pod palcami.
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —