Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

dali hołdy powiatowej piękności. Jakże on po filistersku wyglądał w swoim uniformie zawiadowcy stacyi obok tych wszystkich butnych dziedziców Gołoborzów, Pustych Gumien, Zastawnic i t. p. a choćby nawet przy wyfraczonych i woniejących „fikalskich“, których dostarcza sfera urzędnicza.
Z tymi ostatnimi rywalizować nie chciał, choćby mógł, z tamtymi nie mógł, choćby chciał; ograniczał się przeto na biernych oznakach zachwytu, jaki w nim wzbudzała panna Malwina.
Ta bierność jednak zwyciężyła w ostatku. Efemeryczne hołdy „fikalskich“, których nigdy nie brano na seryo w otoczeniu panny, nie miały żadnych pozytywnych następstw; dziedzice zaś Gołoborzów, Pustych Gumien, Zastawnic i t. p. staliby się wówczas tylko niebezpiecznymi rywalami dla pana Feliksa, gdyby panna Malwina posiadała była milionowy albo chociażby tylko krociowy posag, ale panna Malwina nie posiadała innego wiana oprócz wdzięków, a to dla tych panów nie przedstawiało żadnego interesu.
Wreszcie jeden z nich, który chciał się zabawić dłużej niż inni stał się powodem takiego zawodu i rozczarowania panny Malwiny, że ta, przejrzawszy jasno, wzięła na rozum i kapitulowała przed biernym oporem pana Feliksa, który właśnie miał być przeniesionym na korzystną posadę do Warszawy.
Oddała mu swoją rączkę.
Pan Feliks nie może zaprzeczyć, że od tego czasu był prawie zupełnie szczęśliwym. Po roku pożycia urodziła im się córeczka, w parę lat potem syn, co zacieśniło węzły, jakie łączyły małżeństwo. Jego Malwina była taką