Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

To też odrzucając sztywny ceremoniał, przestrzegany zazwyczaj przy podobnych spotkaniach, miał p. Ambroży żywą ochotę zawiązać z Magdą rozmowę, powiedzieć jej coś ujmującego; tylko nie wiedział, jakby to obrócić, żeby nie wystawić na szwank swojej godności, a powiedzieć co miał na myśli. Zdobył się nareszcie na to, że poklepał ją poufale po policzku i zapytał się:
„Ciepła woda?“
„Abo to mróz. żeby miała być zimna“, rzekła w sposób figlarny i odeszła napowrót do swojej roboty.
Pan Ambroży odprowadzając ją oczyma i podziwiając jej chód, jej pyszne kształty i pełne wdzięku przegięcie kibici, nie pojmował jak się to stało, że dotychczas nie zwracał wcale na to wszystko uwagi. Nie miał oczu? ślepy był, czy co? Tem chciwiej za to pożerał Magdę oczyma, niezadowolony wielce ze zbytecznych ceremonij, jakie względem niego zachowywała; wszedłszy bowiem do wody, zanadto troskliwą okazała się o przyzwoite decorum swojej toalety, strzegąc się malowniczego nieładu, który go tak zachwycił w pierwszej chwili. Nie mógł zaprzeczyć, ze dawała tem dowód wielkiego uszanowania dla jego osoby, ale byłby daleko wolał, żeby go była traktowała poufalej i porzuciła niepotrzebną etykietę.
To też dając wyraz temu niezadowoleniu, po pewnym czasie, gdy kijanka, którą Magda wymachiwała z wielką energją, spoczęła na chwilę, rzekł nieśmiało:
„Magda!“
„Słucham“, odrzekła taż nie patrząc nań, bo zajęła się pilnie przewracaniem chust na drugą stronę.
„Spodniczka ci się macza w wodzie.“
„No, to co?“