glądać na lekceważenie. Najlepiej będzie okazać troskliwość, więc rzekł:
„Ale żonusiu, tu są przeciągi, boisko na wskróś otwarte... żeby cię nie zawiało.“
„Gdzież znowu przeciągi, nie ma wcale wiatru. Właśnie korzystałam z tego, żeby wyjść trochę do gospodarstwa... ty wiesz mężusiu, jak jestem rada, gdy mogę być ci użyteczną, wyręczyć w pracy... Idź, idź, odpocznij sobie, wczoraj nie miałeś czasu przeczytać gazet (cały dzień łaził za Magdą), ja tu popilnuję za ciebie.“
Dobryś! czy licho nadało... Miał ochotę powiedzieć, że Magdy nie trzeba pilnować, ale nie mógł wykrztusić.
„No, i nie podziękujesz mi?“ dodała nadstawiając twarz do pocałowania.
Niepodobna było robić trudności, więc pocałował, ale o ile możności na zimno, uważając wszelki objaw zbytecznej czułości wobec Magdy za coś nad wyraz nieprzyzwoitego.
Odszedł z nosem spuszczonym na kwintę, straciwszy taką dobrą sposobność. Jak tu nareszcie zrobić, żeby się porozumieć z Magdą w cztery oczy? Nie było to tak łatwem, jak się na pozór zdawało; w pewnych wypadkach jest rzeczą arcyniewygodną być pierwszą osobą, za którą wszystkie spojrzenia zwracają się jak za słońcem, gdziekolwiek się ruszy. Gdyby, czego Boże broń, jego zachowanie się dało asumpt do plotek, zdradzając tajne zamiary, z któremi się nosił, wtenczas już cała ludność wsi, szczególniej baby, uorganizowałyby się w tajną policyę na usługi jego żony.
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —