Przy stole zastawionym przyborami do śniadania złożonego z kawy i herbaty z zimnem mięsiwem siedziała w powabnym negliżu majestatyczna pani Bombelska, przekwitająca, lecz nie przekwitła jeszcze zupełnie piękność, dobiegająca piątego krzyżyka. Piła herbatę całkiem czystą, bez śmietanki a nawet bez cukru, co uważała za nader skuteczny środek przeciwko zbytecznemu tyciu.
Z drugiej strony stołu vis-à-vis tej pani siedział przy szklance kawy z miną wielce znudzoną, którą starał się maskować przymuszonym uśmiechem — w eleganckim szlafroku piękny Trezorek.
Jakto! Trezorek siedział przy stole naprzeciwko swojej pani i pił kawę?
A nie inaczej! Aha! panie myślałyście zapewne, że to był piesek? bardzo przepraszam: to był p. Bombelski, dwudziestoczteroletni małżonek majestatycznej pani i szczęśliwy posiadacz jej przekwitających wdzięków.
Jakże się to stać mogło?
Sposobem bardzo prostym. Pani Bombelska niegdyś słynna piękność, przeżyła już dwóch mężów, z którymi o tyle była szczęśliwą, o ile po każdym z nich, skutkiem zapisów, odziedziczyła gruby majątek. Nie idzie za tem, aby czuła się zadowoloną i aby w jej dziewiczem dotychczas sercu nie było próżni, którą pragnęła zapełnić. Cóż więc dziwnego, że posiadając środki, zapragnęła teraz zrobić coś dla tego biednego serca, które żyło do tej
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —
IV.
Któż jej winien?