„Gadalim, is panim Wucherman. Niechce. Czekacz. Radze panim. Ziebi pan koneczne zrobicz, zebi pan Prziwiesz pinędze. Mendel Fleiszer.
Ta wiadomość była dla mnie tem nieprzyjemniejszą, żem się jej wcale nie spodziewał; byłem optymistycznie usposobiony, a tu tymczasem... szelma Mendel! tak pewno na niego rachowałem!.. ale cóż! widzi, że mam nóż na gardle i dlatego się droży... bo to tylko jest drożenie się... niepodobna, żeby nie dał jak sam pojadę... trzeba było tak zrobić odrazu, a nie spuszczać się na listy... Ale co on mi teraz zaśpiewa z procentem? wie, że muszę dać, bo z tym Wuchermanem niema żartów, zaprotestuje weksel jak dwa a dwa cztery... Przysiągłbym, że obadwaj są w zmowie, wyzyskują mnie... ale cóż robić?.. W towarzystwie ani w żadnym banku nie dostanę, dopóki z tą hipoteką nie będzie końca... chybaby znaleźć poręczyciela... ale szukać go, żebrać podpisu, narażać się na odmowę? padam do nóg! wolę już z Mendlem... niech mnie jeszcze ten raz obedrze. Jednakże, jeżeli nie da, co będzie?
Zmęczony temi przyjemnemi myślami, położyłem się na sofie, bo to była pora poobiednia, w której zwykłem był drzemać; ale nie mając ochoty do snu, wziąłem do rąk świeżo otrzymaną broszurę o kwestyi żydowskiej, którą to kwestyę od niejakiego czasu pilnie studyowałem, w nadziei, że wśród tej powodzi rozumowań pro i contra, spotkam się z receptą, z pomocą której dałby się wy-
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —