„Mój kolega szkolny“, rzekł, „Dawid Koziogórski, doktor filozofii.“
A widząc moją minę, w której malowało się coraz większe zdziwienie dodał z uśmiechem:
„Nasz nowy rabin.“
Tu już zgłupiałem na dobre: rabin w sutannie bez pejsów i z przystrzyżoną brodą! cóż to za dziwoląg? mystyfikacya czy co?
„Pan dobrodziej się dziwisz“, rzekł czystą polszczyzną rabin, „nic naturalniejszego: bo też istotnie jestem jedynym może dotychczas pionierem na drodze cywilizowania i uobywatelenia moich współwyznawców. Ale przecie nie nazwiesz pan tego bzikiem reformatorskim.“
„A, broń Boże!“ zawołałem, „ale powiem szczerze, że trudno mi zrozumieć... rabin... pan Koziogórski... polak wyznania mojżeszowego...“
„Niestety“, odrzekł, „do tegośmy już doszli, że wydaje się to dziwolągiem! Mój ojciec nazywał się Ziegenberg, ja zmieniłem nazwisko, nie przez fanfaronadę ale po prostu z zasady. Jak nic naturalniejszego, że cudzoziemiec osiadły w kraju, pomimo spolszczenia się, zachowuje nazwisko, jakie z sobą przyniósł, tak znowu my zrodzeni na tej ziemi, która od tylu pokoleń była naszą karmicielką, przybierając rodowe nazwy, wyłącznie niemieckie, dawaliśmy dowód karygodnej niewdzięczności względem tych, których sokami żywiliśmy się i żywimy.“
„Panie doktorze!“ zawołałem z uwielbieniem, ściska-
Strona:Józef Bliziński - Nowele humoreski.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —