Nie będę sobie warkocz trefiła,
Tylko włos zwiążę splątany:
Bobym się jeszcze bardziej spóźniła,
A mój tam tęskni kochany.
Wezmę z koszykiem maliny moje,
I tę plecionkę różową;
Maliny będziem jedli oboje:
Wieniec mu włożę na głowę.
Prowadź mię teraz miłości śmiała;
Gdybyś mi skrzydła przypięła!
Żebym najprędzej bór przeleciała!
Potem Filona ścisnęła.
Oto już jawor... Niemasz miłego!
Widzę, że jestem zdradzona!
On z przywiązania żartuje mego!
Kocham zmiennika Filona.
Pewnie on teraz koło bogini,
Swej czarnobrewki Dorydy,
Rozrywkę sobie okrutną czyni,
Kosztem mej hańby i biedy.
Pewnie jej mówi: że obłądzona
Wdzieram się w drzewa i bory,
I... zamiast jego białego łona,
Ściskam nie czułe jawory.
Filonie! wtenczas.. kiedym nie znała
Jeszcze miłości szalonej,
Pierwszy raz jam ją w twoich zdybała
Oczach i mowie pieszczonej.
Jakżem się mocno ubezpieczyła.
Że z tobą będę szczęśliwą!
A z tem się chytrze ukryć siliła,
Że bywa czasem fałszywą.
Strona:Józef Chociszewski - Bukiet pieśni światowych.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.