Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

osóbka ze szpiczastym noskiem, kazała jej przywdziewać czarną suknię po południu. Nie wiem właściwie, dlaczego spostrzegłem ją; są twarze, które zwracają uwagę dlatego, że mają coś nieokreślonego w wyglądzie. Podobnie, jak ów słup milowy — który we mgle wydaje się jakimś tajemniczym kształtem. Jedyny szczegół, który w niej zauważyłem, to było lekkie wahanie w wymowie, rodzaj przedstępnego jąkania, które znikało przy dalszych słowach. Gdy się do niej przemówiło niespodzianie, zdolna była stracić zupełnie głowę; lecz serce miała najlepsze. Nikt nie słyszał, by o kimkolwiek źle się wyraziła i pełną była współczucia dla każdej żywej istoty.
Była oddaną pani Smith, panu Smith, ich psom, kotom, kanarkom, aż do szarej papugi, której zdolności naśladowania ludzi wprowadzały ją w niepokój. Lecz, gdy ten zamorski ptak napadnięty przez kota, krzyczał na ratunek ludzkiemi słowami, uciekła na podwórze, zasłaniając sobie uszy i nie zapobiegła zbrodni. Dla pani Smith był to nowy dowód jej głupoty. Amy jednak miała wielką zaletę wobec znanej lekkomyślności Smitha — to jest zupełny brak wdzięku. Jej krótkowidzące oczy zwracały się z litością na biedną myszkę w pułapce, a raz widzieli ją chłopcy na kolanach w mokrej trawie, jak ratowała żabę.
Prawdą jest to, co powiedział pewien Nie-