dechu na zwierciadle — a białe żagle u brzegu wychylały się z pośród gałęzi i powiewały pomiędzy liśćmi drzew.
Rozbitek na wybrzeżu, rzekłem.
Tak, był on rozbitkiem.
Biedny wychodźca z Polski, zdążający do Ameryki, został wyrzucony przez burzę na wybrzeże. Dla niego, który nie wiedział o istnieniu tej ziemi, Anglia była nieodkrytym krajem. Poraz pierwszy słyszał jej imię i o ile wiem, spodziewał się znaleźć tu dzikie zwierzęta lub dzikich ludzi.
Rzucony przez falę, wczołgał się na skałę i stoczył się po niej z drugiej strony w nawodniony dół, gdzie dzięki nowemu cudowi zdołał się ocalić od zatonięcia.
Walczył instynktownie, jak zwierzę w sieci i ślepe szamotanie pomogło mu wydotać się na suchy brzeg.
Musiał mieć niesłychanie silną naturę, skoro przemógł i przeżył takie gwałtowne wstrząśnienia, takie nadzwyczane wysiłki i tyle strachu.
Później opowiadał mi w swej łamanej angielszczyźnie, przypominającej mowę dziecka, że będąc pewnym już śmierci, całą ufność położył w Bogu. Czegóż się miał spodziewać?
Wywalczał sobie drogę podczas ulewy i wichru, wreszcie wczołgał się między kilka owiec zbitych w kupę pod płotem.
Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.