Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnie nie zdawał sobie sprawy. Deszcz, wiatr, ciemność znane mu były i przedtem, dlatego je zapamiętał tak samo, jak zapamiętał beczenie owiec, owe dźwięki bardziej swojskie od głosów napotykanych ludzi.
O ludziach tutejszych smutne zachował wspomnienia, a zwłaszcza o znajomych z pierwszych nieszczęsnych chwil, gdy z rozdzierającem serce zdziwieniem zauważył, że nikt go nie rozumie, że każdy się go boi i brzydzi. Wszyscy mężczyźni wydali mu się gniewni, wszystkie kobiety okrutne. Prawda — mówił — zbliżał się do nich jak żebrak, lecz w jego kraju, chociaż nawet nic nie dadzą, nie biją żebraków. Dzieci w jego kraju nie były nauczone rzucać kamieniami na tych, co proszą litości. Strategia Smitha znękała go ostatecznie. Zdało mu się, że go zamknięto w więzieniu — na zawsze. Co jeszcze zrobią z nim? Jak męczyć będą?... Nic więc dziwnego, że w takich warunkach Amy Foster zjawiła się przed jego oczyma w aureoli, jak anioł światłości.
Dziewczyna nie mogła spać także tej nocy, myśląc o biednym człowieku, zamkniętym w budzie i nim jeszcze Smithowie wstali, wyśliznęła się na podwórze i przytrzymując ostrożnie drzwi drewnianej nory, spojrzała wewnątrz, podając mu pół bochenka białego chleba — taki chleb bogaci tylko jedzą w moim kraju, mawiał. Biedak podniósł się zwolna z pomiędzy śmieci, zdrętwiały,