Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Nic więc dziwnego, że w bezsennych nocach rozmyślał o dobrej dziewczynie, która mu dała na tej obcej ziemi pierwszy kawałek chleba i to w chwili, gdy go łaknął tak bardzo. Ona jedna nie była okrutna, ani gniewna, ani przerażona. Jej twarz nie była przed nim tak zamknięta, jak wszystkie inne twarze, takie zimne, tajemnicze, jakby twarze umarłych, obdarzone wiedzą niedostępną dla żywych. Sądzę, że pamięć dobroci Amy powstrzymała go od skręcenia sobie karku. Ale znów! ja jestem stary marzyciel i zapominam o tem instynktownem przywiązaniu do życia, które każe zwyciężać największe rozpacze — byle żyć!
Robotę dawaną mu wykonywał tak inteligentnie, że dziwiło to starego Sfafforda. Odkryto, że umiał orać, doić krowy, karmić woły, a nawet chodzić koło owiec. Zaczął też rozumieć najpierw pojedyncze słowa, a następnie bardzo szybko już mówić; pewnego pięknego, wiosennego poranka uratował wnuczkę Sfafforda od niechybnej śmierci.
Młodsza córka starego wyszła za Willcoxa, rejenta z Colebrook. Regularnie dwa razy w roku przyjeżdżają młodzi państwo w odwiedziny do ojca. W czasie takiej wizyty jedyne ich dziecko, trzyletnia dziewczynka, wybiegła z domu i tocząc się jak kulka w białej sukience po trawniku pochyłego wzgórka w ogrodzie spadła z nizkiego łokciowego wału głową na dół do stawu, gdzie pojono konie.