Strona:Józef Conrad - Janko Góral.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy mu się urodził syn, Janko rozradowany poszedł do karczmy „pod białym koniem“ i podchmielony jak niegdyś, śpiewał i tańczył jak niegdyś i jak niegdyś wyrzucono go za drzwi. Żałowano Amy, że została żoną takiego „śmiesznego błazna“. Pocieszał się Janko ciągle myślą, że teraz mieć będzie człowieka, któremu może śpiewać po swojemu i opowiadać bajki w języku ojczystym i pokazać, jak tańczą w jego kraju.
Nie wiem czemu zdało mi się, że Janko ociężał w ruchach, posmutniał — miałem wrażenie, że fatalizm, który wyprowadził go z ziemi ojczystej, teraz właśnie zakreśla coraz ciaśniejsze koło w okrąg niego.
Pewnego dnia spotkałem go na ścieżce wzgórza Talfourd, dziwny był, zmieniony i ze spuszczonym wzrokiem rzekł mi, „dziwne są kobiety“. Mówili zresztą ludzie, że między nimi zaczęły się domowe nieporozumienia, że Amy nareszcie poznała, jakiego to człowieka wzięła za męża. A Janko patrzył teraz obojętnie na olbrzymią taflę morza, nie robiło już na nim wrażenia, snąć w duszy sroższa toczyła się burza, niż ta, jaką przeżył na morzu. Zwierzał mi się zrozpaczony, że żona wyrwała mu dziecko z ramion, gdy siedząc na progu, nucił mu narodową swoją dumkę, taką, jaką w jego kraju matki usypiają dzieci. Amy sądziła, że chłopak przelęknie się takiego śpiewu. Ach, jakież dziwne są kobiety. I nie pozwoliła mu modlić