on jest wszystkiem i niczem trzepoce lekki gołąb
stąpa ciężko po ziemi przeobrażalny jak blask
cięży progom zydlom i stołom
on gdy szyby tej celi zasłania napłask
wielkie oblicze
wierszom daje imiona z kształtu trudu wyliczeń
smugami tęczowemi wiją się zwitki papieru
z niebieska smutne łaskawe lecz gorące
parzą i palą czoło jak bryzgi eteru
wychodzą niespodziewane strofy
wołają podnosząc dłonie
chaosu dosyć
linja koło koniec
zrywają się
pamiętasz konie
na antycznym łuku wspinające się prychające brązem
spadają
milczy bruk
także bez wieńców i wstąg
leżą na kamieniach wkrąg
gruzy piorunami rozbite
myśli ładu i spękanych rąk
korabiami na falach błękitnych kartek
jakże daleko stąd
jak daleko od lat 80-tych
są źrenice na paryż otwarte
bywa że pośród czadu czarnych lokomotyw
gdy ludzie chcą ułożyć linję szyn bardzo prosto