Strona:Józef Czechowicz - Z błyskawicy.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

śnica i śniegowica

wczoraj małe podwórko zbierało w garść zamieć
alarm szyb nie ustawał czułem smutek
dom z przeciwka sztachety umiem na pamięć
chłodne barwy na śniegu porastały brudem

znów lampa gaśnie znów
skroń spadająca w poduszkę
dotyka płótna
nici tkane nakrzyż są kratą snów
za nią rozpływa się ciemność smutna
w przejrzałą sagi gruszkę

brnie przez nurt nocy śnica
noc złotemi rękoma odgarnia i świat
patrząca z okien księżycem
rozwinęła się jasnością w kwiat

łopocą cieniutkie krążki
snują się formy spłaszczone
wgórę i wdół
karty olbrzymiej książki
przerzuca wiatr z pól

za szklanym wysmugiem sań
wirują smukli i wiotcy