rzekania — co było nieprzyjaznego Kaźmierzowi, tajemnie się na narady zbierało.
Biskup Pełka może nie przypuszczając, aby tak blizko, pod bokiem księcia i jego coś się knuć mogło, nie zwracał na te zjazdy uwagi. Odprawiano je niby dla myśliwstwa i zabawy, a w istocie groźne były wielce. Mieszko miał tu ognisko, z którego skry sypały się na całą ziemię.
Od dawna już oczekując sposobnej pory, gotowano się do jakiegoś zamachu na korzyść Mieszka, który niczem nie zrażony, zawsze pragnął i spodziewał się panowanie odzyskać. Teraz nowa do Halicza wyprawa, z powodu sporu Romana Włodzimierzowicza ze Wsewołodem Bełzkim niechętnym, nastręczała pole do próby nowej, śmielszej nad inne nieudane.
Sama wieść o tej wojnie postanowionej, jak się uskarżano, bez wiedzy i rady panów, burzyła umysły. Korzystał z tego Mieszek i słał kogo tylko mógł ze swoich ludzi, aby tam ziemian podburzali.
Zapowiedziane były wielkie łowy na zamku w Tęczynie i, wrzekomo dla nich rozsyłano gońców zapraszających do wszystkich tych, którzy albo już byli w spisku, lub się ich do niego wciągnąć spodziewano.
Bracia oba siedzieli tu już od dni kilku. Wielkie przygotowania czyniono dla gości, w izbie stoły ciągle nakryte były i pozastawiane, bo przyjęcie naówczas bez obfitości jadła i napoju niezwało się gościnnem. Sadzano przybyłego natychmiast do misy i dzbana, aby głód i pragnienie sycił i gasił.
Powoli do zamku ściągali się ziemianie, nie wedle obyczaju huczno i ludno, ale kupkami małemi, ze psy i myśliwskim przyborem. Spodziewano się wszystkich siedemdziesięciu głów rodów możnych, gdyż tyle ich było, co się z powodu wypraw na Ruś Kaźmierza, przeciw niemu oświadczały, chcąc mu wypowiadać posłuszeństwo. Zżymano się na samowolę księcia i hetmana Mikołaja.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.