Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

było komu bezpańskie wziąć! Zamku nie ma bronić komu.
— A biskupi ludzie? — spytano.
— Biskup swoich daje księciu na Ruś — odparł Juchim.
— Brat jego idzie czy nie?
— Kto go wie — odparł Juchim — a co on będzie wart sam jeden?
W ten sposób Juchim stał się powiernikiem zmowy, nie postrzeżono się nawet, gdy przyjmując jego radę, wydano się z własnemi zamiarami. Plan cały był osnuty. Kietlicz zyskiwał pomoc pieniężną i czynnego robotnika, któremu szło o własne życie i mienie, nakoniec pomysł szatański rozpuszczenia fałszywej wieści o śmierci Kaźmierza, który się wszystkim zdał najdzielniejszym środkiem, do odebrania mu ostatnich przyjaciół i sług wiernych.
Pozostałe dziecię Kaźmierza, Leszek był małem chłopięciem, któremu opiekunem z prawa Mieczysław przypadał.
Rozjaśniły się twarze.
— Nie ma już potrzeby tak pilno myśleć o Mierzwie — rzekł Kietlicz. — Może posiedzieć trochę, uwolnim go, zamek zdobywszy!
Juchim zmarszczył brew.
— Byle nie zdradził, nie gadał, i nie uciekł — dodał chmurno — bo za niego wezmą mnie i zabiją!
— Nie bój się — przerwał Serb — tobie się nic nie stanie, a rychło też wszystko się skończyć musi.
Po tej rozmowie żyd uspokoił się nieco. Nie było już dłużej o czem rozmawiać, poszeptano jeszcze i Juchim, który musiał nocą do miasta powracać, aby wycieczki jego nie postrzeżono, wymknął się do swoich sani. Kietlicz kazawszy też konie podprowadzić, wyszedł do oczekujących w wielkiej izbie.
Jeden z nich zaraz przeciw niemu wystąpił, był to młodszy brat z Koziegłów.
— Powiedzcie nam, coście uradzili — odezwał