o wycieczkach za Wisłę był uwiadomiony, książe go nigdy nie brał z sobą, ani mu o nich wspominał, a gdy Wichfried napomykać próbował, zagadywał o czem innem.
Brak zaufania płacił mu książe uprzejmością wielką i obfitemi darami. Byłby wreszcie może i zwierzył mu się, gdyby nie Jagna, która między sobą a księciem nikogo mieć nie chciała.
Panowała ona teraz nad sercem odzyskanem, tak jak niegdyś — władza jej silniejszą była może, choć wdzięk młodości łzy zmyły z jej twarzy, a smutek na niej gościł częściej od uśmiechu.
W pustem domostwie za Wisłą prawie sama jedna, Jagna pędziła życie, jakiegoby inna niewiasta nie zniosła. Gdy księcia nie było, z okna dworu, które ku Wawelowi wychodziło, patrzała na zamek, śledząc co się tam na nim działo, odgadując co książe robił o każdej dnia porze, szyjąc w krosnach, czekając na niego,[1]
Krosna stały u okna tego, oczy jej nie schodziły prawie z Wawelu. Milcząca, rzadko do kogo przemówiła, oprócz pana swego i sług. Żyła myślą i sercem. Potęgowało się w niej samotnością to przywiązanie, które pochłonęło życie całe — tęskne godziny oczekiwania opłacały się temi, które z nim pędziła.
Dla niej Kaźmierz nie miał tajemnic, przed nią jak przed samym sobą mógł wypowiadać wszystko, i tęsknoty życia i jego nadzieje a zamiary. Jagna tak się umiała zespolić z myślami jego, że nigdy o nic sprzeczka żadna nie powstała między niemi. Chciała tego tylko co on, a z wyrzeczonego słowa snuła myśl, która w niem jak w ziarnie tkwiła.
W początku tajemnicą był ten pobyt Jagny i wycieczki Kaźmierza, który z sobą nie brał nikogo oprócz wiernego Smoka, milczącego jak kamień. Później ukryć się to nie mogło. Zausznicy donieśli o tem księżnie Helenie, która opłakawszy błąd męża, wedle zwyczaju, udawała, że wcale o nim nie wiedziała.
- ↑ Błąd w druku; zamiast przecinka powinna stać tu kropka.