Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Jagna główką wahała.
— Wolać Boża — odparła — co on przeznaczy, człek nie przeinaczy! Panu mojemu, orłowi białemu chce się na wojaczkę, oj! chce!
— Bom do niej stworzony, na nią wysadzony! — mówił książe — choć ja krwi przelewać nie lubię, choć wolę ksiąg czytanie i z gołąbką gruchanie. Rycerstwo by mną pogardziło a nazwałoby mnichem, gdy i tak z mnichy rad siedzę.
Jagna pomilczała, zaśpiewała.
— Panku złoty! — ozwała się — czarne myśli dzierzgać przykro, a no mów! Gdyby się to stało, co się stać nie może, da li Bóg! gdyby ten Mieszek Kraków opanował, co ma Jagna czynić?
Książe, śmiejąc się, ramionami niecierpliwie ruszył.
— No, mów, co czynić ma?
— Nie może to być!
— Nie może! Bajki prawmy! — mówiła Jagna — dzieciom na sen, starym na zabawę; juści się bajdy plotą. Co mam czynić, gdyby Mieszek Kraków wziął?
— Uparta gołąbko moja!
— O, we wszystkiem, biały orle mój! w miłości, w nienawiści, i w żalu i w smutku! O, uparta! Co robić, gdyby Kraków wziął? — powtórzyła po raz trzeci.
— Ani go weźmie, ani się oń kusi!
— Bajkę prawmy!
— Cóżbyś ty zrobiła?
— Co? Siadłabym na konika i może do Ściborzyc, do Gaju, albo gdzie w las uciekła. Zwołałabym ludzi, strąbiła ziemiany, hej! kto wie? Kraków odebrała!
Kaźmierz śmiać się począł.
— Tak i czyń, a no bajki dosyć — rzekł smutniej. — Mikołaj wojewoda wie, że murowanki ma strzedz jako oka w głowie, ale kto w niej, nie wie.
— Wszyscy wiedzą! wie i on! — rzekła spokoj-