zamek pochwycić, bo z obozu świadka nie było. W niepewności i obawie o los swój i dzieci, księżna już gotową była zamek poddawać, sama się pod opiekę Mieszka udać, byle jej Sandomirz powrócono. Zaklinała o to.[1] lecz biskup ręczył za bezpieczeństwo i mówić o tem niedopuszczał.
Księżna zmieniła postanowienie co chwila, sama zostawszy poddać się żądała, gdy Pełka wlał w nią otuchę, chciała się bronić i zachęcała drugich do wałki. Trwoga wszakże przemagała, bo szturm i zdobycie jej i dzieciom groziło śmiercią. W niepokoju ciągłym powoływała do siebie to Goworka, to wojewodę, to duchownych, modliła się, narzekała, płakała i na chwilę jej samej nie można było zostawić.
Gdy się to działo na zamku, Jagna wziąwszy męzkie ubranie, kaftan, łuk, mieczyk, obuszek, razem z Hreczynem i kilku czeladzi puściła się w lasy, najmniejszej nie okazując trwogi. Przy dworze pustym służby mało co zostało. Wyjechawszy popatrzyła na Wawel i głową skinąwszy pognała lasami, szukając sobie bezpiecznej przeprawy przez Wisłę i schronienia.
Dorota nie spodziewając się napaści, nie wiedząc o niczem, do ostatka zabawiała się z przyjaciółmi, albo ze starą Czechną na naradach przesiadywała,[2] Nie przeczuwała wcale niebezpieczeństwa do ostatniej godziny. Dopiero gdy z wojskiem Mieszka bracia jej weszli do miasta i już się na rynku pokazali sługa przybiegł dając jej znać, że Dobrogosta i Sędziwoja zobaczył. Wpadła w rozpacz i trwogę taką, iż zrazu przytomność straciła, sądząc się zgubioną, potem w ulicę zbiegłszy jak stała, w sukni jednej pognała do swej powiernicy Czechnej, u niej spodziewając się znaleźć przytułek.
Czechna nie była ladajaką babą czarownicą. Miała dworek na przedmieściu piękny, ogrodu kawał i pola, a że się jej wszyscy radzili, bogaci i ubodzy,