dzie znajdowano, dopadł Wszebór do drzwi, wołając, że Kietlicza z niemi uchodzącego tu widziano.
Pogoń się zaczęła za nim i szukanie po komorach, na strychu, za ołtarzami, we wszystkich kryjówkach kościoła — Kietlicza nigdzie nie było.
Przed wielkim ołtarzem głazem ogromnym zamknięte było wnijście do krypty i grobów — książę postrzegł, że wieko stało podniesione, a wnijście otworem. Spuściło się wnet kilku do głębi.
Z podziemia dał się krzyk słyszeć głośny... Skrytego pod trumny wywleczono sprawcę wojny...
Gdy się twarz jego zbladła, z hełmu już obnażona ukazała, a ludzie ręce mu związawszy, ciągnęli ku górze, stał właśnie Kaźmierz nad wschodami i pierwszy raz może w życiu gniew ogarnął go taki, że żelazną rękawicą, którą w ręku trzymał, opoliczkował zdrajcę[1].
Wtem nadbiegł o Rusinach tu zasłyszawszy, kniaź Roman.
— Bierz go sobie! daruję ci za niewolnika tego psa! Weź go sobie! — zawołał książę — inaczej lękam się, abym krwi jego nie przelał, a wszystka krew tego łotra nie opłaci ani cząstki tej poczciwej krwi, która się przezeń wylała.
Kietlicz bezmówny już był i bezwładny, twarz blada krwią mu nabiegła od razów, usta miał okryte pianą, ciało poranione, pobitą zbroję, poszarpaną odzież, nogi w ucieczce poodzierane do kości.
Rusini kniazia, wyrok usłyszawszy, natychmiast go pochwycili.
Pozbyto się zaraz z kościoła i jeńców powiązanych i pogoni niepotrzebnej w nim, aby co prędzej oczyścić skalaną świątynię, ku której już zewsząd zbiegali się duchowni, śpiesząc bezsilni na obronę.
Książę Kaźmierz upadł na kolana przed wielkim
- ↑ Historyczne.